Pewnie większość z nas słyszała o tym, że od dobrych kilku lat mamy ujemny przyrost naturalny, co oznacza po prostu, że więcej osób w Polsce umiera niż się rodzi. Choć na tę chwilę skala tego zjawiska nie jest jeszcze gigantyczna, to liczy się kierunek w jakim zmierzamy. A ten kierunek niestety nie jest dobry.
Dla przykładu podam trochę danych odnośnie liczby urodzeń w Polsce na przestrzeni ostatnich 100 lat.
- Rok 1924 – urodziło się 1 mln dzieci
- Rok 1934 – urodziło się 881 tys.
- Rok 1954 – urodziło się 778 tys.
- Rok 1974 – urodziło się 623 tys.
- Rok 1994 – urodziło się 481 tys
- Rok 2014 – urodziło się 375 tys.
- Rok 2023 – urodziło się 272 tys.!
Wniosek z tych danych jest prosty – wymieramy jako naród. Tendencja spadkowa jest stała i niezmienna. Możemy oczywiście mówić, że średnia długość życia wzrosła, że standard naszego życia wzrósł, itd., ale nie zmienia to faktu, że Polska będzie się wyludniać. Na pocieszenie dodam, że proces ten jest długi i nikt z nas nie zobaczy katastrofy, bo ona objawi się dopiero za kilka pokoleń.
Wśród niektórych może się teraz pojawić pytanie: „A co to ma wspólnego z cenami mieszkań?”. Otóż bardzo wiele, ponieważ zapotrzebowanie na nieruchomości będzie w przyszłości dużo mniejsze. Zjawisko to w tej chwili jest hamowane przez zmianę naszego stylu życia, w którym większość Polaków odchodzi od mieszkania ze swoimi rodzicami, dziadkami itd., czyli od wielopokoleniowych rodzin mieszkających w jednym domu czy mieszkaniu, na rzecz mieszkania z najbliższą rodziną lub wręcz samemu. Tak czy inaczej wychodzi na to, że wkrótce powinien pojawić się nadmiar mieszkań. Ale czy tak będzie? To zależy.
Na to wszystko nakłada się kolejne zjawisko, a mianowicie migracja ludzi z małych miast do większych. Proces nie jest nowy bo sięga już czasów międzywojennych, czyli czasów w których zaczęło się silne uprzemysłowienie Polski. Jeszcze przed II WŚ w rolnictwie pracowało ponad 70% Polaków, a na dzień dzisiejszy jest to niecałe 10%. Efektem tego procesu jest fakt, że młodzi ludzie od dziesięcioleci przeprowadzają się z małych miast do dużych. Małe Polskie miasta już notują 10, a czasem i 20 lub 30 % spadki liczby mieszkańców, a proces ten będzie tylko przyspieszał, ponieważ z oczywistych względów wyjeżdżają głównie młodzi ludzie, którzy szukają lepszych zarobków na ogół dostępnych w miastach większych. Jeśli starsi odejdą, młodsi wyjadą to kto zostanie w tych miastach? No właśnie.
Efektem wszystkich powyższych danych jest coraz większa dysproporcja cenowa nieruchomości znajdujących się w małych miastach w porównaniu do tych dużych. Oczywiście zawsze było tak, że duża aglomeracja oznaczała wyższe ceny, ale nigdy ta różnica nie była tak wyraźna jak dziś, a zjawisko to będzie się tylko pogłębiać.
Duże miasta będą przyciągały coraz większe ilości ludzi i będą potrzebowały coraz większej ilości mieszkań, a małe będą pustoszały. Ceny w jednych będą rosły, a w drugich malały. W stosunkowo dobrej sytuacji są jeszcze miasta położone blisko tych dużych, bo mogą być wobec nich tańszą alternatywą, która przy dobrze rozwiniętej infrastrukturze jest dla wielu akceptowalna. Natomiast los miejscowości, które oddalone są od większych miast i nie funkcjonują tam żadne liczące się firmy oraz zakłady przemysłowe niestety zdaje się przesądzony. Tak wygląda to na dzień dzisiejszy, ale biorąc pod uwagę szerszą perspektywę i wspomniane na początku liczby urodzeń to los nawet tych dużych aglomeracji może też nie być tak wspaniały.
Pisząc ten artykuł nie chcę jednak namawiać do wpadania w pesymistyczne tony, a chcę zachęcić do lepszego planowania przyszłych decyzji, bo w przyszłości może się okazać, że nieruchomości w małych miastach będzie naprawdę bardzo ciężko sprzedać za jakąkolwiek cenę.